środa, 30 lipca 2014

Pizza z cukinią

Przyznam że rzadko robię pizzę (zawsze pomagałam tacie lub komuś kto robił, to był mój pierwszy raz), a przecież jest bardzo łatwa i stosunkowo szybka do zrobienia. Ciasto można zagnieść w 5 minut nawet nie brudząc blatu, piecze się jakieś 20 minut. Można ją zrobić ze zdrowych składników, a nawet na odtłuszczonej mozzarelli jak ktoś się bardzo uprze. Pyszna i prosta sprawa. 
Ponieważ uwielbiam cukinię (to moje ulubione warzywo) to od jakiegoś czasu mnie korciło żeby dodać ją do pizzy i w końcu się zebrałam.

Pizza z cukinią

Tak naprawdę najbardziej przydatne z tego przepisu będzie receptura na ciasto i ew. sos. Dodatków możecie użyć jakich chcecie.

Składniki na dwie duże pizze:
Ciasto:
- 400 gram mąki pszennej
- 100 gram mąki pszennej razowej (można dać oczywiście 500 gram samej pszennej)
- 325 ml ciepłej wody
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- płaska łyżeczka soli
- łyżeczka cukru
- 7 gram suchych drożdży

1. Do miski wsypujemy drożdże, cukier, wlewamy wodę i oliwę, mieszamy i odstawiamy na jakieś 10-15 minut. Jak nie "ruszą" to się nie przejmujcie, zrobią swoje podczas pieczenia i tak. 
2. Do drugiej, dużej miski przesiewamy mąkę z solą.
3. Do mąki wlewamy zaczyn (drożdże w wodą) i wstępnie zarabiamy widelcem
4. Kiedy składniki się wstępnie połączą, zagniatamy ciasto ręką aż będzie odchodziło od dłoni i odstawiamy je do wyrośnięcia (na ok. 15 minut).
5. Kiedy ciasto zwiększy objętość, polewamy blat łyżką oliwy (nowy trick który zobaczyłam w programie kulinarnym. Kiedy posypujemy blat mąką i zagniatamy na niej ciasto to mąka wnika w ciasto i może być mniej delikatne, w przeciwieństwie do oliwy lub oleju które nadają ciastu delikatności), zagniatamy krótko, dzielimy na dwie, równe części i każdą z nich rozwałkowujemy na blaty do pizzy.

Sos:
- dwa pomidory (najlepiej takie lekko przechodzone)
- łyżka koncentratu pomidorowego
- dwie łyżki oliwy
- ząbek czosnku
- sól i pieprz do smaku
1. Obieramy pomidory ze skórki (albo delikatnie ściągamy skórkę za pomocą noża, albo sparzamy pomidory. Nacinamy delikatnie skórkę na pomidorze i zalewamy go na 3 minuty wrzątkiem. Wtedy skórka łatwo odchodzi) i go siekamy.
2. Na oliwie podsmażamy czosnek i dodajemy pomidory. Kiedy pomidory się lekko rozpadną dodajemy łyżkę koncentratu, przyprawy i chwilę razem podgrzewamy.
3. Jeżeli sos będzie za gęsty dolejcie trochę wody, jeżeli za rzadki to go odparujcie (podgrzewajcie tak długo aż zgęstnieje do pożądanej konsystencji)

Reszta składników i przygotowań:
- dwie średnie cukinie
- 4 posiekane suszone pomidory
- dwie mozzarelle
- tymianek, bazylia i oregano
1. Rozgrzewamy piekarnik do 250 stopni.
2. Siekamy cukinię na cienkie plasterki (im mniejsza tym lepsza, fajnie żeby była żółta i zielona to będzie bardziej kolorowo)
3. Na tarce ścieramy mozzarellę i mocno ją odciskamy (inaczej podczas pieczenia puści wodę i ciasto namoknie) chyba że kupicie taką specjalną do pieczenia, ona jest sucha
4. Wcześniej przygotowane blaty kładziemy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, smarujemy sosem, posypujemy mozzarellą, plasterkami cukinii, suszonymi pomidorami i ziołami (posiekanymi lub nie, jak wolicie)
5. Wstawiamy do piekarnika na 20-25 minut, na środkowej półce, od góry i od dołu aż góra się ładnie zrumieni.

Skoro już macie przepis na ciasto i sos to kombinujcie ze składnikami. Może następnym razem zrobię śmietanowy sos?
Miłej zabawy w kuchni!

 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Jajka w koszulkach

Postanowiłam w niedzielę zafundować sobie odrobinę luksusu i zrobić jajka w koszulkach na grzance z awokado.
Normalnie jajka w koszulkach robiłam sposobem Jamiego Olivera, który robi je z pomocą folii. Szklankę wykłada się delikatnie od środka folią spożywczą, wbija w dołek jajko, zawija i gotuje. Nic się nie rozwala i jajko jest jak w cienkiej skorupce którą się łatwo odwija. 
Folię można posmarować np. oliwą i posypać ziołami lub przyprawami co daje duże pole do popisu. 
Ja jednak chciałam zrobić jajko w koszulkach w tradycyjny sposób, który nie jest taki trudny jak już sie spróbuje. 


Jajka w koszulach na grzankach z awokado

Pierwsze jajko mi nie wyszło, ale nie zniechęciłam się. Jest na zdjęciu na drugim planie z żółtkiem na wierzchu. Smakowało tak samo, ale wygląd też się liczy więc próbowałam dalej.
Składniki dla jednej osoby:
- bułka grahamka lub inne pieczywo
- pół awokado
- dwa jajka (jak najświeższe)
- łyżka octu
- sól, pieprz do smaku

1. Robimy grzanki i układamy na nich pokrojone w plastry awokado. Nie będę już pisac jak się robi kanapki ;) 
2. Zagotowujemy w rondlu wodę, a kiedy już zawrze zmniejszamy ogień i wlewamy do niej ocet. Woda nie może buzować kiedy będziemy do niej wlewać jajka (ma lekko pykać, jakieś 85 stopni).
2. Do miseczi wybijamy jedno jajko, tak żeby żółtko było w całości.
3. Bierzemy łyżkę i mieszamy w garnku wodę energicznie aż powstanie wir.
4. Wlewamy jajko w sam środek wiru. Jeżeli białko nie przykryje żółtka to delikatnie próbujem nałożyć je na żółtko za pomocy łyżki. Gotujemy jakieś 3 minuty..
5. Wyjmujemy je delikatnie łyżką cedzakową i układamy na grzance. To samo powtarzamy z drugim. 

Jeżeli Wam za pierwszym razem nie wyjdzie to się nie zniechęcajcie. Mi też pierwsze nie wyszło, ale się nie poddałam i drugie wyszło super. Było idealne, tak samo jak połączenie jajka z awokado. Chyba jutro na śniadanie też takie zjem.
Specjalnie zrobiłam zdjęcie przebitego jajka żebyście widzieli jak pysznie rozlewa się żółtko. Prawie jak food porn.





























Miłej zabawy w kuchni!

piątek, 25 lipca 2014

Sałatka na lato

Lato w pełni więc mamy pełny asortyment owocowo - warzywny w sklepach. Okazało się że w Tesco jest duży wybór tańszych owoców które nie rosną w naszym klimacie, a ostatnio oglądany program kulinarny zainspirował mnie do zrobienia świeżej i lekkiej sałatki z grejpfrutem w sam raz na taki gorąc.

Sałatka letnia z grejpfrutem

Bardzo przyjemna propozycja na lunch lub lekki obiad. Połączenie słodkawego i orzeźwiającego w smaku grejpfruta z awokado i słonymi oliwkami jest zaskakująco smaczne i bardzo lekkie (i te kolory!). W końcu kto powiedział że w sałatce muszą być same warzywa? 
Można zjeść samą sałatkę lub (tak jak ja) zjeść ją z grillowaną piersią z kurczaka. Pochrupałam sobie jeszcze do tego indyjski chlebek z ostrymi papryczkami i czarnuszką. Chlebek kupiony, ale pewnie kiedyś zrobię sama i się z Wami podzielę przepisem.






























Składniki na dwie osoby:

- awokado
- grejpfrut różowy
- średnia żółta papryka
- 10 pomidorków koktajlowych
- 8 dużych zielonych oliwek
- średnia/mała czerwona cebula
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- sól i pieprz do smaku
- 2-3 krople tabasco


1. Przekrawamy awokado na pół wokół pestki, łyżką wydrążamy miąższ i kroimi go w kostkę. 

2. Paprykę kroimi w takiej samej wielokości kostkę jak awokado.
3. Pomidorki i oliwki kroimi na ćwiartki (jak macie małe oliwki to na pół)
4. Grejpfruta trzeba wyfiletować i pokroić na mniejsze kawałki. Próbowałam to opisać ale łatwiej będzie jak sprawdzicie jak to zrobić na YouTube. Resztki możecie wycisnąć do sałatki. Sok z grejpfruta zapobiegnie czernieniu awokado.
5. Cebulę siekamy w drobną kostkę.
6. Wszystkie składniki wkładamy do jednej miski, polewamy oliwą, doprawiamy solą, pieprzem, tabasco i mieszamy. 
7. Polecam posypać to jeszcze posiekaną kolendrą lub pietruszką. Moja balkonowa padła i nie miałam akurat.

Miłej zabawy w kuchni! 

czwartek, 24 lipca 2014

Mus czekoladowy ze śliwkami

Potrzebowałam przetestować przepis na mus czekoladowy który chciałam użyć w torcie i wyszły mi takie przepyszne cudeńko. Pojawiły się już pierwsze śliwki więc postanowiłam ich spróbować w tak doborowym towarzystwie jak czekolada.

Mus czekoladowy


Ja zrobiłam mus w rantach cukierniczych bo chciałam sprawdzić jak się będzie sprawdzał w torcie, ale Wy możecie podać go w pucharkach albo miseczkach. Jako że chciałam podać ten mus ze śliwkami to od razu pomyślałam o cynamonie, który do śliwek bardzo pasuje. Wyszedł smak bardziej jesienny niż letni, ale przyprawy do musu można dodawac jakie się tylko chce lub wcale. Zimą np. super będzie pasowała skórka i sok z pomarańczy lub odrobinka chilli.
Mus będzie przygotowany na bazie bezy włoskiej i bitej śmietany. Można go zrobić na zwyczajnie ubitych na sztywną pianę białkach, ale ja w taki upał nie chciałam niczym ryzykować i wolałam zaparzyć białka syropem cukrowym

Składniki na 3 porcje:
- 150 gram gorzkiej czekolady (ok. 60% zawartości kakao)
- 50 gram białek w temp. pokojowej (lepiej się ubijają)
- 20 gram wody
- 70 gram cukru
- 250 ml śmietanki 36% schłodzonej! (powodzenia w ubijaniu ciepłej śmietany)
- duża szczypta cynamonu
- szczypta soli

1. Wlewamy do rondelka wodę i wsypujemy cukier. Doprowadzamy powstały syrop do wrzenia, zmniejszamy płomień i mieszamy go poruszając delikatnie rondelkiem. Gotujemy syrop do tzw. próby nitki. 
Próba nitki: Kiedy podniesiemy łyżkę nad rondelek i wylejemy z niej syrop to oprócz skapujących kropel powinna się pojawić taka nitka, jak pajęczyna. Wtedy wiadomo że syrop jest gotowy bez użycia termometru. 
2. W czasie kiedy syrop się gotuje ubijamy na sztywną pianę z białek.
3. Nie przerywając ubijania białek mikserem, wlewamy do nich cienkim strumieniem syrop cukrowy. Cały czas ubijamy aż całość przestygnie.
4. Teraz będziemy rozpuszczać czekoladę w kąpieli wodnej. Jeżeli wiecie jak to robić to przejdźcie do kolejnego punktu. 
Wstawiamy rondelek z wodą i czekamy aż się zagotuje. Łamiemy czekoladę na kawałki, kładziemy na rondelek miskę tak żeby nie dotykała wody, wsypujemy do niej czekoladę, dodajemy małą szczyptę soli, szczyptę cynamonu i co jakiś czas mieszając czekamy aż czekolada się rozpuści i zdejmujemy miseczkę z rondla. 
5. W osobnej misce ubijamy śmietanę.
6. Do miski z rozpuszczoną czekoladą dodajemy łyżkę piany, łyżkę bitej śmietany i delikatnie łączymy łopatką lub łyżką. Kiedy składniki wstępnie się połączą, łączymy resztę bitej śmietany z pianą z białek i dodajemy to wszystko do wcześniej przemieszanej czekolady. 
7. Jak już wszystko będzie połączone w jednolitą masę to przelewamy mus do pucharków i wstawiamy go do lodówki na jakieś dwie godziny. 
8. Podajemy z owocami lub bez.

Jest to deser wydawałoby się dość pracochłonny, ale mnie zrobienie go zajęło jakieś 20-30 minut. Kwestia wprawy i zorganizowania. Trzeba się z nim obchodzić delikatnie, a efekt będzie tego wart. W smaku jest raczej wytrawny, ale nikt Wam nie broni dodać mlecznej czekolady zamiast gorzkiej. 
Miłej zabawy w kuchni!

Bruschetta

Lato i sezon na pomidory w pełni. Mój balkonowy krzaczek wyjątkowo obrodził, ładnie pomidorki dojrzały w słońcu więc zbrodnią byłoby ich nie zjeść. A co najlepiej pasuje do pomidorów? Bazylia i oliwa oczywiście!

































Bruschetta to chyba większości znane włoskie danie/przekąska. Grzanka posmarowana oliwą z pomidorami, bazylią i czosnkiem. Wariacji jest tyle ile gatunków pomidorów. U mnie wygrały koktajlowe, w tym jedne czereśniowe, które są super słodkie i przepyszne. W Lidlu był grecki tydzień jakiś czas temu i zakupiliśmy przepyszne, wielkie, zielone oliwki które też trafiły na moją bruschettę.

Bruschetta

























Składniki dla jednej osoby:
- pół dużej ciabatty 
- 10 pomidorków koktajlowych (różne rodzaje, albo inne pomidory pokrojone w kostkę)
- 5 dużych zielonych oliwek
- 10 listków bazylii
- ząbek czosnku 
- sól, pieprz do smaku
- oliwa z oliwek
- ocet balsamiczny 

1. Smarujemy połowę ciabatty z obu stron oliwą z oliwek i wkładamy do piekanika żeby się ładnie przypiekła, albo wkładamy do opiekacza/tostera.
2. W tym czasie kroimi pomidorki na połówki lub ćwiartki (normalne pomidory w kostkę), siekamy oliwki i bazylię. 
3. Wszystko wkładamy do miseczki, wyciskamy do tego ząbek czosnku (lub dodajemy posiekany), polewamy dwiema łyżkami oliwy, łyżką octu balsamicznego, dodajemy sól, pieprz do smaku i mieszamy.
4. Wyciągamy ciabattę jak już będzie rumiana i chrupiąca, nakładamy na nią wcześniej zrobioną sałatkę i gotowe. 

Zdrowa i jak nie dacie za dużo oliwy to lekka kolacja lub śniadanko. W sam raz na letni upał. 
Miłej zabawy w kuchni!

poniedziałek, 21 lipca 2014

Focaccia

Jeżeli chodzi o pieczywo, to u nas w domu mistrzem jest moja Mama. Choduje w lodówce swój zakwas (nazywany przez nas potworem którego od czasu do czasu trzeba dokarmić), ma naście różnych rodzai mąk i normalny chleb sklepowy nie przechodzi już przez moje rozpieszczone gardło. 
Na urodzinową impreze przyjaciółki oprócz tortu chciałam jeszcze upiec coś słonego do pogryzania i przypomniałam sobie że na początku wprawiała się focaccią, która jest bardzo prosta do zrobienia i można ją zmieniać za pomocą różnych dodatków. Była promocja na oliwki w sklepie obok mojego domu więc zrobiłam foccacię z oliwkami i balkonowym rozmarynem.

Focaccia

Bardzo prosta i szybka buła. Jak Was zaskoczą goście i będziecie chcieli zrobić dobre wrażenie albo okaże się że zabrakło w domu pieczywa to nie ma się co zastanawiać tylko róbcie focaccię!


Składniki na 12 średnich kawałków:
- 15 gram świeżych drożdży
- łyżeczka cukru
- 150 ml letniej wody
- 300 gram mąki pszennej 
- łyżeczka soli
- 90 ml oliwy z oliwek 
- dodatki jakie chcecie byle nie były zbyt mokre

1. Rozgrzewamy piekarnik do 250 stopni od góry i od dołu. 
2. Drożdże wkładamy do miseczki, dodajemy cukier, zalewamy połową wody i mieszamy aż drożdże się rozpuszczą. Odstawiamy w ciepłe miejsce na jakieś 15 minut. 
3. Odważamy mąkę w misce(ja dałam jakieś 100 gram mąki pełnoziarnistej) i dodajemy sól.
4. Do mąki wlewamy drożdże, resztę wody, oliwę z oliwek (ja na tym etapie dodałam jeszcze posiekane 3 gałązki rozmarynu) i zagniatamy. Można zacząć mieszanie np. widelcem, a jak masa się wstępnie połączy to dopiero zagnieśc ręką (mniej mycia i bałaganu). 
5. Odstawiamy ciasto w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (jakieś 15-20 minut)
6. Posypujemy lekko blat mąką, wykładamy ciasto i rozwałkowujemy na grubość ok. centymetra. Wykładamy na blachę lub do prostokątnej formy wyłożonej papierem, posypujemy dodatkami na które mamy ochotę, wciskamy je lekko w ciasto (jeżeli nie dajecie dodatków to robicie kilka wgłębień palcami) i pieczemy 15 minut. 
Ja jeszcze przed pieczeniem lekko ponacinałam powierzchnię na porcje żeby potem każdy mógł łatwiej sobie urwać kawałek. Najlepsza jest świeża prosto z pieca, ale jak robicie ją poprzedniego dnia to można ją odgrzać potem chwilę w piekarniku.

Dzisiaj mija miesiąc od założenia bloga i przyznam że bardzo mi się to pisanie podoba. Postaram się często zamieszczać sprawdzone przeze mnie przepisy i dzielić się z Wami moimi kuchennymi przygodami.
Miłej zabawy w kuchni!

sobota, 19 lipca 2014

Hummus tradycyjny

Zdrowy, o dużej zawartości białka, bardzo ostatnio modny i przede wszystkim pyszny! - hummus. Robię go prawie na każdą imprezę i od czasu do czasu na kolacje. Prosty do zrobienia, tani i sycący. Hummus to przekąska pozbawiona wad. 

Hummus




























Składniki:
- 2 puszki ciecierzycy (może być też czarna ciecierzyca)
- 2 łyżki pasty tahini 
- 4 łyżki oliwy
- sok z cytryny (lub limonki)
- sól
- 1 łyżeczkę kminu (przyprawa dzięki której ślinianki szaleją)

Odcedzamy i przekładamy ciecierzycę do miski, dodajemy tahini, oliwę, sok z cytryny, sól oraz kmin i blendujemy na gładką masę. Gęstość hummusu możecie regulować dodając więcej oliwy lub zalewy w której była ciecierzyca. 
Miłej zabawy w kuchni! 

piątek, 18 lipca 2014

Chłodnik z ogórkami małosolnymi

Jest za gorąco żeby gotować i jeść. Dlatego żeby żołądek się nie buntował postanowiłam zrobić szybki i lekki ogórkowy chłodnik na ten upał. Oczywiście lekko zmodyfikowany. 

Chłodnik ogórkowy z ogórkami małosolnymi




























Składniki na jedną osobę:
- 1 ogórek długi (ok. 200g)
- 200 gram jogurtu (ja dałam jogurt grecki)
- 3 ogórki małosolne
- koperek
- sól, pieprz i sok z cytryny do smaku

Ogórka obieramy, przekrawamy na pół i wydrążamy łyżką nasiona. Kroimi miąższ na kawałki, dodajemy jogurt, koperek i miksujemy blenderem na gładko. Doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Na grubych oczkach tarki ścieramy ogórki małosolne i dodajemy do chłodnika. I po robocie. 
Zamiast ogórka małosolnego można dodać kiszonego, chłodnik będzie wtedy bardziej kwaskowy i słony.
Miłej zabawy w kuchni!

czwartek, 17 lipca 2014

Chutney z rabarbaru

Wszystko zaczęło się od tego że mój ojciec dostał 6 kilo rabarbaru. Niewiele myśląc zasypał je cukrem żeby się nie zepsuły i wyjechał sobie w najlepsze, po czym zadzwonił do mnie czy bym nie zrobiła z niego dżemu z truskawkami. Nie robiłam nigdy sama dżemu, więc zgodziłam się bo lubię nowe kuchenne wyzwania. Jednak w międzyczasie okazało się że mam pomagać przez dwa dni w robieniu deserów (a dzień wcześniej robiłam kilka na próbę), więc na samą myśl o robieniu słodkiego dżemu po trzech dniach robienia słodkości czułam mdłości. Poszperałam trochę w pamięci, trochę w internecie i nagle wpadłam - chutney!
Do tej pory jadłam tylko kupny chutney z mango który idealnie pasował do pieczonego indyka i był pyszny, ale przypomniałam sobie że Kudłacze na motorach robili kiedyś chutney z rabarbaru, więc na bazie ich przepisu postanowiłam zrobić swoje pierwsze słoikowe przetwory.

Chutney z rabarbarem

Ja rabarbaru (po odlaniu syropu który się zrobił) miałam 5 kilo, ale podam proporcje na porcję detaliczną. 
Generalnie stosunek jest taki: 
1 porcja rabarbaru (gram) : 1 porcja cebuli (gram) : 1 porcja cukru (gram)  : 1/3 porcji octu (mililitry)





































Składniki na 16 słoiczków po 200 ml:
- 1,8 kg rabarbaru
- 1,8 kg cebuli (ja dla koloru dałam pół na pół białej i czerwonej cebuli)
- 1,8 kg cukru
- 600 ml octu
- po 2 łyżeczki soli, mielonego pieprzu, kminu, cynamonu i mielonych goździków.
- mój magiczny składnik który mam nadzieję da kopa temu chutneyowi - duuuuża, posiekana, ostra papryczka prosto z mojego balkonowego ogródka. Patrzcie jaka śliczna: 




































Rabarbar czyścimy i kroimy na cienkie plasterki (malakser lub tzw. mandolina jest tutaj zbawienny). Cebulę siekamy w dość drobną kostkę (5x5 mm). Wrzucamy cebulę i rabarbar do garnka i gotujemy ok 20 minut. Następnie wlewamy ocet, wsypujemy cukier oraz resztę przypraw i gotujemy jakieś 20-30 minut aż zgęstnieje. 

Najgorsze jest siekanie cebuli, ale idealnym sposobem na łzy okazał się wiatrak który postawiłam sobie zaraz obok deski do krojenia. Nie tylko przyjemnie chłodził w ten upał, ale również zwiewał ten cebulowy jadzik.  


W czasie kiedy chutney się gotuje, nastawiamy w osobnym garnku wodę w której będziemy wyparzać słoiki i zakrętki. 

Kiedy chutney już się zagotuje zdejmujemy go z ognia i nakładamy (najlepiej łyżką żeby nie oblać wszystkiego naokoło słoika) do wyciągniętych prosto z wrzątku słoiczków i zakręcamy wyparzonymi zakrętkami. Ja wcześniej wytarłam brzeg słoika z reszek które nie trafiły do słoika. Zakręcamy mocno i odwracamy słoiki do góry nogami. 
Jak słoiki już przestygną odwracamy i sprawdzamy czy zakrętka jest wklęśnięta. Jeżeli jest wypukła to nie ma tragedii tylko czeka Was trochę więcej roboty. Trzeba niestety wyjąć zawartość wszystkich słoiczków w których były wypukłe zakrętki i zagotować jeszcze raz i ponownie wlać go do wyparzonych słoiczków. Masa wkładana do słoiczków powinna być gorąca!





























Ze spróbowaniem chutneya radzę się wstrzymać jakieś 2-3 tygodnie żeby wszystko się dobrze przegryzło. Ja jednak nie mogłam już wytrzymać i otworzyłam jeden słoiczek. Zjadłam go z kawałkiem pieczonego kurczaka. Nieskromnie powiem, że jeżeli po tych 2-3 tygodniach będzie lepszy, to ten chutney to będzie niebo w gębie. Idealny dodatek do mięsa, a szczególnie do karkówki z grilla. 
Miłej zabawy z kuchni! 

środa, 16 lipca 2014

Pesto is the besto

Tydzień włoski w Lidlu przypomniał mi o fajnym daniu jakim jest makaron z pesto. Pyszne, zdrowe i łatwe do zrobienia. Nie trzeba koniecznie robić go tylko z orzeszków piniowych które nie należą do łatwodostępnych i najtańszych. Równie smaczne pesto wychodzi z orzechów nerkowca lub włoskich. 
Moje balkonowe pomidorki potrzebują jeszcze kilku dni żeby się nadawały do zjedzenia więc postanowiłam spożytkowac bakłażana, którego również hoduję na balkonie. Niestety zaatakowały go mszyce i nic chyba z niego więcej nie będzie. 
Bakłażanowi zostanie oddany hołd w towarzystwie cukinii i pysznej żółtej szparagowej fasolki już niestety kupnych, ale równie smacznych.




































Makaron z pesto z orzechów włoskich i sałatka z pieczonych warzyw.

Pesto (2 osoby):
- garść orzechów włoskich (nerkowca, piniowych)
- pęczek bazylii
- 5 łyżek oliwy z oliwek
- ząbek czosnku
- 1-2 łyżki startego parmezanu (lub innego twardego sera np. Dziugas albo Olender z Biedronki, też są bardzo smaczne)
- sól, pieprz do smaku
Czosnek siekamy lub wyciskamy przez praskę, orzechy z grubsza siekamy. Do miseczki wrzucamy wszystkie składniki i miksujemy blenderem na stosunkowo gładką i jednolistą masę. Jakby wydawało wam się że pesto jest "za suche" to dodajcie więcej oliwy. 
Ważna sprawa żeby pesto dobrze pokryło makaron. Po ugotowaniu tylko go odcedzamy, nie płuczemy go zimną wodą. Pod wpływem ciepła ser w pesto się rozpuści i pokryje ładnie makaron. 
Ja ugotowałam akurat penne z mąki pełnoziarnistej, ale można oczywiście ugotować każdy inny makaron jaki lubicie. Fusilli (świderki) też się idealnie nadają bo wchodzi na nie więcej pesto dzięki tym zawijaskom. 

Sałatka z pieczonych warzyw (2 osoby):
- 300 gram fasolki szparagowej żółtej (lub zielonej, albo trochę tej i tej)
- jedna średnia cukinia
- jeden średni bakłażan
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 2 łyżki soku z cytryny
- świeży tymianek i oregano (lub suszone jak nie macie świeżego)
- sól i pieprz
Nastawiamy piekarnik na 250 stopni na górę i dół. Wstawiamy w garnku wodę do ugotowania fasolki i dodajemy łyżeczkę soli. W czasie jak woda dochodzi, obcinamy końce strączków, obieramy cukinię i bakłażana. Wrzucamy fasolkę do wrzątku i gotujemy aż zmięknie (jakieś 10 minut). Kroimy cukinię i bakłażana w średniej wielkości kostkę, wrzucamy do brytfanki lub na blachę, dodajemy oliwę, posiekane wcześniej zioła, sól, pieprz, mieszamy i pieczemy ok. 20 minut. 
Kiedy fasolka się ugotuje, wyciągamy cukinię i bakłażana, odcedzamy fasolkę i wrzucamy ją do pieczonych warzyw. Polewamy sokiem z cytryny, mieszamy i podajemy. Można ją podać nawet jak wystygnie, jest równie smaczna (chociaż ja akurat jestem nieobiektywna, bo bakłażan i cukinia to dwa moje ulubione warzywa).
I taki mi wyszedł zielony, letni obiad.

poniedziałek, 7 lipca 2014

"Płonie ognisko w lesie..."

Byłam w ostatni weekend na kajakach z przyjaciółmi i znajomymi. Super sprawa, w sobotę wiosłowanie, a w niedzielę lenienie się w najlepsze. Dawno się tak przyjemnie nie zresetowałam. Zastanawiałam się co by fajnego i nowego przygotować na ognisko które było w planach po spływie i przypomniałam sobie że kiedyś widziałam program jak się robi pianki czyli marshmallows.


Tropikalne pianki

Nie jest to mój przepis tylko zapożyczony od Anabel Langbein która gotuje bardzo fajne i proste dania. Pianki są trochę upierdliwe przy robieniu, ale myślę że zabawa jaka jest przy ich opiekaniu nad ogniskiem wynagradza trud włożony w ich zrobienie. 

Składniki na 28 porcji:
Posypka: 
- 0,5 szklanki cukru pudru
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1,5 szklanki wiórków kokosowych
Pianki:
- 0,5 szklanki soku pomarańczowego (ja zrobiłam miks )
- 0,25 szklanki soku z limonki
- 6 łyżeczek żelatyny w proszku
- 2 szklanki cukru
- 1 szklanka wody
- 2 białka
- szczypta soli. 

Zaczynamy od zrobienia syropu cukrowego. Dobrze jest się zaopatrzyć w termometr taki do gotowania, ale jak nie macie to też powinno dać radę, po prostu pilnujcie czasu. Gotujemy syrop przez jakieś 15-20 minut. Wsypujemy cukier, zalewamy go wodą i czekamy aż się rozpuści. Kiedy to nastąpi, zmniejszamy ogień i zajmujemy się resztą. 

Przygotowujemy sobie posypkę: mieszamy cukier puder, wiórki kokosowe i mąkę ziemniaczaną w misce i wysypujemy połowę na foremkę 35x28 cm wcześniej posmarowaną delikatnie neutralnym w smaku olejem (np. rzepakowy). Obracamy delikatnie foremką tak aby posypka pokryła wszystkie ścianki. Co jakiś czas zaglądamy do syropu i sprawdzamy czy nie kipi lub się nie przypala. 
Wyciskamy sok z limonki i pomarańczy. Sok z limonek wycisnęłam, a sok pomarańczowy zastąpiłam sokami tzw. jednodniowymi. Zrobiłam miks soku pomarańczowego, grejpfrutowego i ananasowego. Jak już dodałam ananasowy sok to sobie przypomniałam że on się średnio dogaduje z żelatyną i pewnie dlatego moje pianki nie były aż takie zwięzłe, dlatego odradzam akurat sok ananasowy. Do soku wsypujemy żelatynę i mieszamy aż się rozpuści i zostawiamy. Znowu zaglądamy do cukru czy się nic z nim złego nie dzieje. Mały płomień!
Do dużej miski wlewamy białka i ubijamy je na sztywna pianę. 
Kiedy syrop osiągnie 120 stopni lub minie 15-20 minut zdejmujemy garnek z ognia i dodajemy do niego sok owocowy z żelatyną i mieszamy aż się rozpuści. Włączamy mikser na średnie obroty i wlewamy cienkim strumieniem syrop cukrowy wymieszany z sokiem z żelatyną do białek ciągle ubijając. Ubijamy mikserem do momentu aż masa ostygnie. 
Kiedy masa już jest letnia możemy ją przelać do formy, posypujemy resztą posypki i zostawiamy do zastygnięcia na 2-3 godziny. Można je też wstawić do lodówki. Następnie kroimy na kawałki ciepłym nożem i obtaczamy każdy kawałek w małej ilości cukru pudru wymieszaną z mąką ziemniaczaną (cztery łyżki cukru pudru na jedną łyżkę mąki ziemniaczanej) lub resztką posypki która może Wam została. 
A potem najlepsze - nadziewamy pianki na patyczki i opiekamy nad płomieniem. Podawać na herbatnikach lub niesolonych krakersach. Pyyyyszkaaa. 
Narobiłam tych pianek jak głupia i trochę nam zostało na następny dzień (można je przechowywać przełożone papierem do pieczenia przez 2-3 tygodnie w lodówce). Ponieważ jedliśmy na śniadanie naleśniki to padł pomysł żeby włożyć pianki do naleśnika i podgrzać na patelni. Było to obrzydliwie pyszne i wszyscy wydawali z siebie nieprzyzwoite pomruki zadowolenia. Z świeżymi owocami byłoby jeszcze lepsze. 




















Miłej zabawy z kuchni! ... lub na ognisku/grillu.

czwartek, 3 lipca 2014

Hummus po polsku

Uwielbiam hummus. Serio. Mogłabym go wcinać ciągle i jakbym miała wybrać jedno danie które bym miała jeść codziennie do końca życia... Nie, to by było straszne. 
Mamy sezon na bób. U mnie w domu zawsze się go gotowało po prostu w osolonej wodzie i wyciskało ziarenka ze skórek prosto do ust - pyszka. Piękne zielone ziarenka o smaku lata. Aż żal nie wykorzystać ich potencjału i pora wymyślić co by tu z nimi ciekawego i nowego zrobić. Od kilku lat robię pastę z bobu kiedy jest sezon i myślę że można go spokojnie nazwać takim naszym polskim hummusem który okazał się fajną bazą do nowego dania.

Pasta z bobu czyli hummus po polsku
Składniki:
- bób (ja się nie rozdrabniam i gotuję cały kilogram. Kupuje się go zwykle w kilogramowych lub półkilogramowych paczkach. Z jednego kilograma można ugotować kilka fajnych dań. )
- sok z cytryny
- duży ząbek czosnku
- oliwa z oliwek
- spora szczypta lub dwie soli, pieprz
Gotujemy bób w lekko osolonej wodzie aż zmięknie. Odcedzamy, czekamy aż lekko ostygnie i obieramy wszystko ze skórki. Wiem, pracochłonne, ale można to przecież zrobić przed telewizorem albo słuchając radia, prawda? 
Kiedy już mamy obrany bób, bierzemy praskę do ziemniaków i przeciskamy przez nią bób. Jak nie macie praski do ziemniaków to użyjcie wyciskarki do czosnku. Więcej z tym roboty, ale jakoś sobie trzeba radzić. 
Do takiego przeciśniętego bobu wlewamy sok z cytryny (jeżeli robicie mniejszą porcję to dajecie go oczywiście mniej. Z wyczuciem kochani, z wyczuciem...),  dodajemy oliwę (ciężko powiedzieć ile. Na kilogram bobu dajcie jakieś 3-4 łyżki i wymieszajcie. Jak będzie miało gładką konsystencję to wystarczy, a jak będzie się ciężko mieszało to dolejcie jeszcze trochę), dodajemy wyciśnięty czosnek, sól, pieprz i mieszamy. Jak nam zostanie troche pasty i będziemy ją chcieli zjeść później, to żeby nie obeschła z wierzchu, możecie wyrównać powierzchnię pasty w miseczce i zalać ją cienką warstwą oliwy z oliwek. Wtedy zachowa świeżość przez kilka dni. 
Taką pastę możemy podać jako smarowidło do kanapek. Można wymieszać ją z twarożkiem albo jogurtem. I tutaj pojawia się przepis na danie nr 2. 

Makaron tagiatelle z pastą z bobu i jogurtem, z cukinią i pstrągiem łososiowym 

Składniki (porcja na dwie osoby):
- pasta z bobu (4 czubate łyżki)
- jogurt (dwie łyżki)
- kilka zielonych lub najlepiej czarnych oliwek
- makaron tagiatelle (4 gniazda)
- cukinia
- pstrąg łososiowy (może być też pstrąg albo łosoś, ja akurat w Biedronce wyhaczyłam takiego chomikojelenia) po 200 gram na osobę chyba wystarczy
- świeża bazylia, oliwa, sok z cytryny, sól, pieprz do smaku.
Rozgrzewamy piekarnik do 200°C, na folii aluminiowej układamy rybę (jak umiecie to zdejmijcie z niej skórę), polewamy ją sokiem z cytryny, oliwą z oliwek, doprawiamy solą, pieprzem (można dodać też wyciśnięty lub posiekamy ząbek czosnku), zawijamy w kopertę i pieczemy ją przez jakieś 15-20 minut od góry i od dołu. 
W międzyczasie gotujemy makaron al dente. W misce mieszamy pastę z bobu z jogurtem, dodajemy posiekane wczesniej oliwki i bazylię. Na oliwie podsmażamy wcześniej obraną (lub nie, jak kto woli) cukinię. Można ją też ugrillować, albo upiec na niej rybę. Pastę z jogurtem mieszamy z makaronem i podajemy z cukinią i rybą. Pasta z bobu zaskakująco dobrze komponowała się z delikatną rybą.

Jest jeszcze jeden przepis na prostą i męską sałatkę, której nie zrobiłam bo wycisnęłam cały bób, ale przepis mogę napisać i jak kiedyś zrobię to wrzucę zdjęcie.
Sałatka z bobu
- obrany ze skórek bób
- boczek
- cebula 
- pietruszka
- oliwa z oliwek
- sok z cytryny
- papryczka chilli
- sól, pieprz
Nie znam faceta który nie polubił tej sałatki. Kroimi boczek w kostkę i robimy z niego skwarki na patelni (dla strachliwych można wziąć jakąś fajną wędzoną szynkę i podsuszyć ją na patelni). Siekamy pietruszkę, paprczykę chilli, a cebulę w drobną kostkę. Do miski wrzucamy bób, przyprawy, skwarki, cebulę i mieszamy. Doprawiamy sokiem z cytryny, oliwą i gotowe. Fajna opcja na grilla.
Mam nadzieję że przepisy się podobają i życzę Wam jak zawsze miłej zabawy w kuchni!

wtorek, 1 lipca 2014

Brownie na szybko z malinami i migdałami

Jamie Oliver... Moja kucharska miłość. Jego programy mogę oglądać po kilka razy, nie tylko ze względu na przepisy ale też dlatego że gość jest przesympatyczny, zabawny i w ogóle... nie będę ukrywać - kocham go. 
Pare dni temu oglądałam 30 minut Jamiego gdzie robił m.in. brownie na szybko. Tata nie dawał mi żyć i namawiał mnie żebym mu zrobiła takie na wyjazd. Zgodziłam się pod warunkiem że dodam do niego co będę chciała. I tak powstało brownie z malinami, migdałami i zasmażką w postaci białej czekolady. Nie pamiętam kiedy tak długo oblizywałam łyżkę po surowym cieście.
Brownie na szybko Jamiego Olivera z malinami, migdałami i białą czekoladą
Niestety do przepisu jest potrzebny malakser, ale myślę że jak drobno posiekacie czekoladę to możecie użyć zwykłego miksera.


Składniki na 12 osób:
- 2 tabliczki gorzkiej czekolady (2 x 100 gram)
- 250 gram miękkiego masła (myślę że to jest sekret tego przepisu)
- 6 płaskich łyżek kakao
- 200 g cukru trzcinowego (ja dałam 100 gram trzcinowego i 100 gram zwykłego)
- 4 czubaaate łyżki mąki pszennej
- łyżka proszku do pieczenia
- 4 jajka (świeże i wiejskie jak chcecie bez ryzyka wylizać miskę)
- spora szczypta soli (podbija smak czekolady)
- dodatki: co tylko chcecie! (ja dałam pół kilo malin, 100 gram blanszowanych migdałów i biała czekolada do ozdoby)

Na początek rozgrzawamy piekarnik do 250°C. Teraz skupcie się bo przepis jest bardzo skomplikowany. Do malaksera wrzucamy pokruszoną czekoladę, masło, kakao, cukier, mąkę, proszek do pieczenia i włączamy na najwyższe obroty. W trakcie jak składniki będą się łączyć wbijamy jajka i gotowe. 
Sposobem na to żeby ciasto się piekło tak krótko jest to, że rozsmarowujemy je na grubość 2-2,5 cm. Przygotujcie sobie dość dużą foremkę (ja użyłam 35x28 cm), urwijcie pasujący do niej kawałek papieru do pieczeniu, zgniećcie go w dłoniach i zmoczcie pod bierzącą wodą. Strzepcie nadmiar wody z papieru, wyłóżcie nim foremkę i resztkami masła które pozostały na opakowaniu wysmarujcie wilgotny papier do pieczenia. Wylejcie na to ciasto, porozrzucajcie na wierzchu to na co macie akurat ochotę i lekko wgniećcie dodatki w ciasto. Wkładamy ciasto do piekarnika na górną półkę (jak macie ją pod samą grzałką to o jeden niżej) i pieczemy od góry i od dołu w 250°C przez 15 minut. Powinno mieć upieczony wierzch i być lekko niedopieczone w środku, co jest właśnie sekretem pyszności brownie. Kiedy naciśniecie delikatnie na wierzch ciasta powinno być czuć że jest miękkie pod spodem. To oznacza że po wystygnięciu brownie będzie idealne. Osobiście uważam że brownie to ciasto które przekona do siebie nawet osoby które nie przepadają za słodyczami.
Eksperymentujcie z dodatkami i życzę miłej zabawy w kuchni!